czwartek, 30 maja 2024

Chłopak z werbunku

 



                                 Wyrwany z wiejskich opłotków

karmiony obietnicami

z głową nabitą marzeniem

szukał swojego azylu

Naiwny prosto z werbunku

był jak ten chłopak do bicia

któremu obce zwyczaje

żarty i psoty kolegów

Jeszcze dziś słyszy ich kpiny

„Bjer tasza i ciś po sztrom „

dopiero później zrozumiał

że tak witano „werbusów”

Dzisiaj wrośnięty w tę ziemię

rad wraca do tamtych czasów

gdzie żeby zostać „Hanysym”

musiał być taki jak Oni 


Regina Sobik 

wtorek, 28 maja 2024

Nie ceni lenistwa


W sadzie sąsiada na czubku drzewa

stadko krzykliwych wróbli siedziało

i jak wieść niesie po okolicy

dojrzałych owoców tu pilnowało


A że to wiśnie krągłe soczyste

wyglądem ptaki nęcą i kuszą

na sam ich widok aż ślinka leci

lecz wróble smakiem obejść się muszą


Muszą dotrzymać danego słowa

gdyż mają układ z gospodarzami

i zgodnie z umową całą rodziną

będą ochraniać sad przed szpakami


By się wywiązać z tego zadania

jakiś porządek w sadzie zachować

w tej sytuacji choć będzie trudno

muszą na zmianę wiśni pilnować


Gdy jedne spały pośród listowia

drugie na czubku drzewa siedziały

i tak zmęczone ciągłym czuwaniem

o mało z drzewa nie pospadały


Warto się zdrzemnąć zaćwierkał jeden

bo straszny upał dzisiaj na dworze

szpaki na pewno też śpią gdzieś sobie

bo któż wytrzyma przy takiej pogodzie


Zadowolone zamknęły ślepki

dziubki w mięciutkich skrzydełkach skryły

zegar na wieży wybił dwunastą

a one nie wiedzieć kiedy zasnęły


Przez ten czas wiśni nikt nie pilnował

tuż smacznym kąskiem dla szpaków były

zwłaszcza że wróble spały w najlepsze

w mig drzewo wiśniowe ogołociły.


Teraz gospodarz zły jak ta osa

na taki układ nie ma ochoty

bo który szef ceni sobie lenistwo

                                 zamiast solidnej dobrej roboty

                                             Regina Sobik

wiersz ten otrzymał II miejsce w konkursie str Bajki na Dobranoc

piątek, 24 maja 2024

Miłość Matki - Opowieść Podsłuchana

                                 




W biednej chatynce nad snem dzieciny stroskana matka noce czuwała

dziecina chora blada jak ściana z trudem choć wielkim wciąż oddychała

Złośliwy los przygnał tu z stron dalekich starca nad wyraz trochę dziwnego

jak liść na wietrze drżącego z zimna o chłodnym spojrzeniu bardzo strasznego

To Anioł śmierci zstąpił na ziemię zabrał dzieciątko w rajskie przestworza

choć serce Matki z żałości pęka taką musiała być wola boża

I poszła szukać Matula dziecię rozpaczą wiedziona jak oszalała

gdy na swej drodze ciemną jak sadza gotową pomóc nockę spotkała

Pani ciemności za swoje rady a że za darmo nic być nie może

żąda piosenki co ją utuli i snem spokojnym zasnąć pomoże

Spełniła Matuś nocki żądanie i rusza dalej ciernistą drogą

gdzie ostre kolce kalecząc ciało tylko w ten sposób pomóc jej mogą

I jeszcze proszą by je przytulić do serca mocno tak aż zaboli

bo chcą się ogrzać ciepłem miłości by móc zakwitnąć kwiatkiem niedoli

I to życzenie Matka spełniła gdy nowa na drodze staje przeszkoda

nie do przebycia i przepłynięcia to duża jak morze głęboka woda

Cóż teraz począć znikąd pomocy płacze Matula rzewnymi łzami

te łzy ratunkiem wkrótce się staną drogocennymi jak kryształ perłami

Upadły bowiem na dno jeziora którego władca docenić umiał

to piękno wyryte Matuli łzami ich siłę wnet pojął i moc zrozumiał

Przywołał fale by Ją zaniosły bezpiecznie taflą na brzeg jeziora

bo uznał że dość już tułaczej doli i poznać prawdę nadeszła pora

A serce Matki tak kochające tu Ją przywiodło na koniec świata

tam gdzie porządku pilnuje Anioł i czyny ludzkie skrzydłem wymiata

Szuka Matula pośród ogrodu wśród wielu kwiatów tego jednego

gdzie bije tylko znanym jej rytmem serduszko jej dziecka ukochanego

Już prawie znalazła już ręką sięga gdy śmierć okrutna staje na drodze

oj nie da Matka nie da go zerwać jak Go obroni drży cała w trwodze

Gdy nitka życia jest w ręku Boga a i ze śmiercią się nie targuje

nieszczęsna kobieta nic nie rozumie dwa kwiaty życia zerwać próbuje

By uratować dziecię przed śmiercią nie bacząc że inni też Matki mają

które też cierpią tak jak i Ona bo swoje dzieci bardzo kochają

Gdy zobaczyła krwawiące serca i płacz okrutny czyjeś niedoli

już Ona nie chce rozpaczy Matek  już raczej dziecię swe oddać woli

Śmierć wykonuje wyroki boże ale też nie jest przecież z kamienia

pokaże Matce krainę szczęścia tę dokąd zabiera małego Syna

Bo Miłość Matki tak ją wzruszyła gdyż nie ma większego skarbu na świecie

gotowa na trudy i poświęcenia   kocha nad życie to swoje dziecię 

                                     Regina Sobik 

wtorek, 14 maja 2024

II miejsce w konkursie Jana Pocka w 2013 r.

 




Widziałach Cie Matuś

Widziałach Cie Matuś jak szłaś nad polami

we majowych szatach pukietym s kwiotkami

widziałach na łonce wczas rano ło chłodzie

w umajonych stromach w połednie w zegrodzie

Widziałach Cie Matuś we gwiadkach na niebie

we miesionczku co to blinduje dlo Ciebie

widziałach we klarze co ziymia i łogrzywo

i w pieśniczce ptoszka co tak cudnie śpiywo

Trefiłach Cie Matuś we śmiociu dzieciny

trefiłach w różańcu we wieczorne godziny

trefiłach w chorobie kiedy płaczki Twoji

były flostrym miodu na bolonczki moji

A tera Cie widza łoczami mej duszy

kedy wierne pszoci harde serca kruszy

i już wiym Mamulko że łu boku Twego

ani mje i mojich niy spotko nic złego


Dzisiaj już nie ma tego świata

Pamiętam tamten świat dzieciństwa

co w trzcinach grał melodię lata

kiedy spieczone żarem ciała

szukały chłodu w wiejskich stawach


Przy studni skrzypiał stary żuraw

gasząc pragnienie inwentarza

by z ranną rosą iść na wypas

pod czujnym okiem gospodarza


Jak serca dzwonów drżąc radośnie

kosiły łany żeńców kosy

w nagrodę znojnej pracy ludzi

padały do nóg złote kłosy


Na stole w kuchni dzbanek mleka

znaczony krzyżem bochen chleba

czekał na Tych co wrócą z pola

by się nasycić darem nieba


W tym świecie to Ojciec rodziny

był wzorem i szacunek budził

a Matuś uczyła miłości

do Boga zwierząt i do ludzi


Dzisiaj już nie ma tego świata

rozpłynął się jak dym z komina

lecz wiara Ojców wciąż nauką

by to modlitwą dzień zaczynać



sobota, 11 maja 2024

Bojka o kamiennym chlebie

                                


                                 Na fynsterbrecie łokna bogatej chałupy

leżoł pecynek chleba niytkniynty

a woniym nyncioł gowiedź i ludzi

wyglondoł smacznie chocioż pynkniynty

Ptoki lotały nad tym darym nieba

rade by jakiś łokruszek skosztować

coż kej gospodyni wrzeszczy wniebogłosy

- To bez was gizdy byda głodować


A zło jak łosa łapskami wywijo

toż ptoki wylynkane uciykły na pola

tam kaj rosły pszynicy złocistej łany

i woniała świyżo przełorano rola

Szoł drogom wyndrowiec głodny zmochany

stanoł przed chałupom prosi gospodyni

- Dejcie mi chleba bo przimiyrom głodym

wom jedyn krajiczek ubytku niy czyni

łod wczoraj żech ni mioł ani łokruszki

prosza tyż piyknie ło łyk zimnej wody

A pragliwo baba jak sie niy wydrze

- Jo tu niy robia dlo swoji wygody

niy po toch pszeca ciynżko harowała

bych darmo futrować miała żebroka

jo mom familijo a tyn chlyb to do nich

a niy do jakigoś tam łobiboka


I poszoł wyndrowiec do dobrych ludzi

co niy skompiom żodnymu krajiczka chleba

bo pszeca choć biydni dzielić sie umiom

kej we wielki zocy majom dar nieba

Co do złej baby głodym zmorzono

bjere noż do rynki i s ławy stowo

żeby ukroć chleba ale ni moge

bo tyn sie wcale krojić nie dowo

Ni moge spokopić ło co tu idzie

tera ma zwykły kamiyń zamast chleba

to bez to że s głodnym sie niy dzieliła

darym dlo wszystkich łod Ponboczka s nieba

Regina Sobik 10.05.2024r