Promienie
marcowego słonka padały prosto na głowę śniegowego Bałwanka .Na
parapecie okna w karmniku zrobionym przez tatę Gosi stado wróbli
zaciekle walczyło o okruszki chleba. Bałwanek stał samotny i
smutny .Było mu strasznie gorąco. Wprawdzie metalowy rondel na jego
głowie był jakimś zabezpieczeniem i przynosił ulgę ale nagrzany
ciepłymi marcowymi promykami słonka na wiele się nie zdał .Obok z
dachu sąsiada zwisał duży lodowy sopel. I on miał takie samo
zmartwienie .Gdy była zima i tęgi mróz zwisał sobie z dachu
mieniąc się pięknymi kolorami tęczy. Wszyscy w koło zachwycali
się nim. A dzieciaki z podwórka nazwały go czarodziejską różdżką.
A teraz gdy słonko mocniej przygrzewało nikt nie zwracał na niego
już uwagi. Sopel martwił się tym bardzo .Z tego wszystkiego schudł
i robił się jakby coraz mniejszy, aż rozpłakał się dużymi
kroplami wody .Te spadając na ziemię żłobiły w lodzie duże
otworki z których wydostawała się woda .To samo było i u
śniegowego bałwanka. Krople wielkości fasoli spływały po jego
buzi i wsiąkały w starą kapotę którą dzieciaki założyły
bałwankowi jak były mrozy.-Patrzcie ,patrzcie bałwan płacze ha,
ha, ha,- wkrótce się rozpłynie świergotały złośliwe wróbelki
naśmiewając się z niego. Bałwankowi zrobiło się smutno .-Nic tu
po mnie wieczorem ruszam w do mojego dziadka Mroza do śniegowego
kraju Zimnolandii - powiedział prawie z płaczem. Nocą kiedy już
wszyscy spali śniegowy bałwanek wybrał się w podróż. Chociaż
był zmęczony postanowił zrealizować swoje postanowienie. Obok
komórki stały narty Krzysia.-Chyba się nie pogniewa jak sobie
pożyczę ,to dobre dziecko i zrozumie mamrotał zabierając narty.
Szybko pożegnał się z Burkiem przy budzie i ruszył w drogę.
Początkowo szło mu bardzo dobrze .Księżyc który właśnie
wyszedł zza chmury oświetlał mu drogę, ale jak to mówią
wszystko co dobre szybko się kończy.. Zamęczony księżyc po
całonocnej pracy poszedł spać. Ranek zbudził się zimny ale
pogodny. -Muszę trochę odpocząć i nabrać sił na dalszą drogę
- pomyślał bałwanek zatrzymując się nad brzegiem małej
zamarzniętej rzeczki .Usadowił się wygodnie na brzegu i zasnął
.Minęło dobre pół godziny gdy zbudziły go jakieś podejrzane
szmery .Otworzył swoje czarne węglowe oczka i o mało nie rozsypał
się na kawałki. Obok na drzewku rosły małe i mięciutkie kotki
.Jak żyje nie widział takich cudaków .Co to? ,lub kto to? spytał
sam siebie .-A co co się tak gapisz nie widziałeś nigdy bazi
-usłyszał piskliwy głosik liska.. -A co mi tam zerwę parę
gałązek dla mamy na urodziny. Będzie bardzo zadowolona z prezentu-
piszczał lisek. Jeszcze nie skończył zrywać a już zdążył
połamać wszystkie gałązki . -A fe ! , to bardzo brzydko -odezwał
się bałwanek- tak się nie robi ciekawe co byś Ty powiedział jak
by ci ktoś wyrwał ogon. Lisek nie pomyślał o tym ,bardzo się
zawstydził i pobiegł do mamy . -Brawo! , brawo! ale dostał
nauczkę ,uciekał aż się kurzy zaskrzeczała sroka z pobliskiego
drzewa. -Uważaj !, uważaj! bałwanku bo podepczesz
kwiatki-.usłyszał czyiś głosik .To mały wróbelek ostrzegał
bałwanka .-Kwiatki o tej porze roku a któż to widział -powiedział
z niedowierzaniem śniegowy bałwanek.-Jeżeli chodzi o szczegóły
te kwiatki to przebiśniegi ,a te drugie to krokusy przez znawców
znane szafranami. I wiesz co z szafranu robi się bardzo smaczną
przyprawę .Kucharze ją bardzo sobie cenią .-A ty wróbelku skąd o
tym wiesz -zapytał śniegowy bałwanek. -Pani sowa nam opowiadała
na lekcji przyrody-odparł dumny wróbelek .-A jeszcze ci powiem że
te kwiatki zwiastuję wiosnę -dodał .-Co wiosna oj, jo,jojku
!-zawołał przestraszony bałwanek i ruszył w dalszą drogę na
północ. Im dalej szedł tym było chłodniej .A kiedy bałwanek
zjawił się wreszcie nad brzegiem dużego zamarzniętego morza
bardzo się ucieszył. Wokoło było biało i cicho i tylko oddali
migotały czarne punkciki Podobno były to pingwiny ale czy to była
prawda bałwanek nie wie. Bo pingwiny żyją przecież tylko na
półkuli południowej. -Ocho! mam szczęście zawołał radośnie
śniegowy bałwanek na widok kry lodowej. -Mam doskonały środek
lokomocji,popłynę sobie wygodnie aż do pałacu mojego dziadka
Mroza w dalekiej Zimnolandii . Wskakując na na krę o mało się nie
rozsypał na kawałki. Gdy już tak płynął sobie wygodnie na krze
lodowej spotykając po drodze całe stada fok nucił sobie wesołą
piosenkę .Niedźwiedzie polarne ,które mijał po drodze nie mogły
się nadziwić widząc śniegowego bałwanka .Wzięły go za swojego
dalekiego kuzyna. I tak to nasz bałwanek dopłynął do bram pałacu
swojego dziadka. Miał wielkie szczęście bo gdyby pojawił się o
dzień później bramy pałacu byłyby zamknięte ,a to dlatego że
Pani Wiosna zatrzymała się na dłużej niedaleko pałacu i to Ona
teraz miała rządzić światem .Tak było od samego początku i nikt
nie odważył się tego zmienić . Dziadek Mróz bardzo ucieszył się
z przybycia do pałacu śniegowego bałwanka .Od razu kazał go
zaprowadzić do najzimniejszej komnaty by ten mógł sobie spokojnie
odpocząć. A kiedy wreszcie Wiosna ustąpi Latu ,Jesieni i Pani
Zimie bo taka jest kolej pór roku, to dziadek Mróz zawiezie
śniegowego bałwanka na sankach do dzieci na podwórko. Co więcej
weźmie ze sobą dużą pierzynę białego puchu w prezencie i
rozsypie na górce żeby przyjaciele śniegowego bałwanka mogli
lepić śnieżki i zjeżdżać na sankach i nartach .
R.Sobik
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz