Na samym środku
niebiańskiej łąki
Anioły beztrosko
sobie fruwały
jeden był duży
drugi ciut mniejszy
zaś ten
najmłodszy zupełnie mały
Zmęczone
zbieraniem kwiatów na bukiet
by spocząć na
chwilę szukały cienia
kiedy już siadły
pod dużym drzewem
pamięcią wróciły
ziemskie wspomnienia
Ten duży zaczął
cudowną opowieść
o świętach gdy
jeszcze był całkiem mały
takich rodzinnych
ciepłych radosnych
gdy pod choinką
prezenty czekały
Lubił je zawsze
najbardziej na świecie
ze łzami w oczach
wspominał dziadka
biedniutki żłobek
w nim dziecię małe
wieczerzę choinkę
i biel opłatka
Jeszcze nie zdążył
zakończyć powieści
gdy drugi Anioł
przerwał zasmucony
nie wiedział
bowiem co znaczy rodzina
przez ojca na bruk
z domu wyrzucony
Nigdy nie zaznał
szczęścia i miłości
mieszkaniem był
mu karton z tektury
światła choinki
w oknie sąsiada
zaś towarzystwem
myszy i szczury
Przerwał mu Anioł
ten całkiem malutki
otulił się
skrzydłem i gorzko płacze
bo biedak nie
wiedział co to są święta
a małe serduszko
z żalu kołacze
Po chwili rzecze
-nie mam nikogo
przecież się
muszę i z tym pogodzić
ciekawe jakie były
by me święta
gdyby mamusia
mogła mnie urodzić
R.SOBIK
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz